Kategorie
Zuzia ma 5 lat. Bardzo lubi swój pokój. Mówi, że czuje się w nim jak księżniczka. Na różowych ścianach są naklejone kolorowe motyle. Dywan przypomina kwiecistą łąkę. W oknie wiszą kolorowe zasłony, a na półkach stoi mnóstwo lalek w barwnych strojach i pluszaków we wszystkich kolorach tęczy. Zuzia ma też dużo gier, puzzli i układanek, które ledwo mieszczą się na półkach. Kiedy stoi przed regałem trudno jej się zdecydować, czym się bawić.
To mógłby być opis niejednego dziecięcego pokoju i jednocześnie „przepis” na nieprzyjazne sensorycznie otoczenie. Powszechnie przyjęło się, że pokój dziecięcy musi być kolorowy, bo dzięki temu jest radośniej. Kolorowe są więc ściany, dywany, pościele, no i oczywiście zabawki – nie dość, że przyciągające uwagę feerią barw, to jeszcze często wydające różne odgłosy, świecące, wibrujące ….
Zastanówmy się, czy my – dorośli dobrze byśmy czuli się w takim wnętrzu? Czy bylibyśmy w stanie odpocząć w takim pokoju po ciężkim dniu, zrelaksować się i wyciszyć? Dla większości z nas byłoby to pewnie trudne. Dla dopiero rozwijającego się mózgu jest to podwójnie trudne.
Zbyt duża ilość bodźców – przede wszystkim kolorów i dźwięków - prowadzić może do przestymulowania układu nerwowego małego dziecka, zwłaszcza, jeżeli ma ono zaburzenia integracji sensorycznej i jest np. nadwrażliwe słuchowo i wzrokowo. Świat dookoła, zwłaszcza w dużych miastach, bombarduje nas nadmiarem dźwięków, obrazów i zapachów. Po co w takim razie jeszcze dokładać tych bodźców naszym dzieciom? Układ nerwowy dziecka nie jest w stanie poradzić sobie z przetworzeniem takich ilości informacji, co skutkuje przestymulowaniem właśnie. A przestymulowane dziecko to dziecko płaczliwe, marudne, nadmiernie pobudzone emocjonalnie i ruchowo, mające problemy z wyciszeniem się i zasypianiem.
Nie fundujmy tego naszym dzieciom i przy urządzaniu ich pokoi kierujmy się zasadą – im mniej, tym lepiej …..
Anna Chacińska
pedagog specjalny, specjalista integracji sensorycznej